Nie robi zdjęć – tworzy fotografie

Kilka zdań od Sergiusza Sachno z książki „Skrawki”

Rok 1968

Fotografia „Początek” – tak bardzo wieloznaczna i symboliczna dla tego czasu., zapowiadająca narodziny prawdziwego talentu. Nietuzinkowa sceneria, nagość – jeszcze czysta fotograficzna karta, niemal błagalne spojrzenie w górę, jakby szukające odpowiedzi : po co mi fotografia?
Odpowiedź Autor znajduje bardzo szybko i w ciągu kilku lat staje się bardzo wyrazistą postacią w polskiej fotografii. Dla niego fotografia jest sposobem mówienia o świecie. Chcąc przedstawić jakieś zjawisko każdy autor – zanim weźmie do ręki aparat – musi dotrzeć, czy przynajmniej w znaczący sposób przybliżyć się, do jego sedna. Fotografia jest tego procesu kwintesencją.
Za pomocą jednego czy paru obrazów opowiada o czymś, na opisanie czego nie wystarczą dziesiątki słów. Chyba nie pomylę się twierdząc, że na wybory twórcze Autora największy wpływ miała jego współpraca – jako fotografa, plakacisty, scenografa, twórcy performans i kompozytora muzyki do własnych wystaw – z wieloma czołowymi teatrami w Polsce.

Tekst, reżyser, widz

W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku niewielka grupa młodych fotografów (Jacek do nich należał) dokonała swoistej rewolucji w sposobie fotograficznego rejestrowania spektakli teatralnych. Odrzucili oni nieporęczne wielkoformatowe aparaty, statywy, dodatkowe doświetlenie. Posługując się szerokokątnymi obiektywami i pracując z „ręki” tchnęli w zapis spektakli niezwykłe tempo, zmienność i dynamizm kadrów.

Powstawały zdjęcia charakteryzujące się dużą siłą ekspresji. Nowatorscy fotografowie poruszali się w trójkącie: autor tekstu – reżyser – widz, starając się dochować wierności i dać satysfakcję każdemu z nich. Niekiedy sceniczne rozwiązania reżysera zmuszały autora zdjęć, dla osiągnięcia fotograficznego wyrazu, do przekomponowania scen, zagęszczenia planu, ustawienia aktorów pod innym kątem do światła. Przyjmuje się bowiem, że widz oglądając nawet bardzo szeroki plan,
dokonuje naturalnej selekcji albo syntezy obrazu. Pod wrażeniem dialogu zacieśnia subiektywnie plan, postrzega to, co najważniejsze, mimowolnie kadruje sceny. Ten sposób odbierania spektaklu znajdował odbicie na fotografiach. Bardzo interesującym działaniem dla celów promocyjnych spektaklu było też wyprowadzanie aktorów w przestrzeń poza teatralną, np. miasta (w albumie mamy przykład tak sfotografowanej Kartoteki), w miejsca industrialne lub postindustrialne, na złomowiska itp. Fotograf wnosił w fotografię spektaklu nową wartość – własną ekspresję. Dzięki temu traktowany był jako ważny członek zespołu teatralnego.

Już przy pierwszym spotkaniu z pracami Jacka Fijałkowskiego niezapomniane wrażenie wywarły na mnie plakaty teatralne prezentowane w 1981 roku w Starej Galerii ZPAF w Warszawie. Jacek traktował plakat konstruktywnie. W jego propozycjach istnieje ład a ich przekaz jest stonowany i bezpośredni. Autor eksperymentował w swoich pracach z własną fotografią. Nawiązując do treści i przesłania spektaklu, świadomie ją upraszczał i zagęszczał. Posługując się złożoną metaforyką, w połączeniu z symboliką przedmiotów i kolorów, nadaje plakatom walor niejednoznaczności. Wyróżnia się niezwykłą indywidualnością stylu. Potwierdzeniem tego jest jego udział w najbardziej prestiżowych, światowych biennale plakatu.
Podobną stylistykę stosował projektując okładki książek.

Ekspresja

Seria portretów prezentowanych powstała w sytuacjach spontanicznych, nawet banalnych. Autor starał się utrwalić nastrój chwili czy niepowtarzalne emocje na twarzach swoich przyjaciół. Ale dla Jacka to dopiero wstępny materiał do bardzo wnikliwej analizy i absorpcji. Każdy z portretów jest inaczej zakomponowany. Istotą jednych jest ruch, inne są w pełni statyczne. W jednych portret przybiera formę popiersia, w innych jest ograniczony tylko do fragmentów twarzy, jedne ukazane są en face, inne w en trois quarto lub z profilu. Wszystkie te elementy i zabiegi, oprócz wzmocnienia atrakcyjności samego obrazowania, służą także do wydobycia, określenia i doprecyzowania głębi przeżyć i emocjonalnych doznań – tworzą rodzaj organicznych map, z zakodowanymi w nich meandrami pojedynczych ludzkich losów. Ukazują one proces przemiany ludzkiej twarzy w oblicza zdegradowane w swoim człowieczeństwie i wepchnięte w głąb ciemności. Wyłaniają się z niej z wyrazem bólu i przerażenia. Nie odnajdują możliwości wydostania się z tej otchłani.

Przejmująca ekspresja portretów w metaforyczny sposób przywodzi na myśl „pasję nocy”, bolesne zagłębianie się w mroczne obszary duszy, w tajemnicę istniejącego w niej dobra i zła oraz poszukiwanie wyjścia ku światłu.

W swoich fotografiach, w portrecie – w temacie niemal tak starym jak nasz europejski, cywilizowany świat – Jacek osiągnął wysoką wartość artystyczną i niezwykłą siłę wyrazu.

Ot i wszystko…

Odrzucając fotograficzną wierność szczegółom zastanej rzeczywistości, ingerował często w ukazywane na zdjęciach treści. Tak pojawiła się w jego twórczości fotografia symboliczna i alegoryczna, nasuwająca niekiedy skojarzenia z twórczością surrealistów. Wieloznaczność i często zawoalowana symbolika tych fotogramów odsłania obraz subiektywnego, „prawdziwego” świata, prezentującego autorski punkt widzenia. Czy gdzieś jesteśmy? Takie pytanie musi postawić oglądający te, a także inne fotografie, na których w oknach ukazanych od zewnątrz, ukazuje się świat postaci samotnych, uwięzionych w mrocznym budynku niczym z horroru Hitchcocka.

Pomimo wcześniejszego przygotowania, wstępnej inscenizacji, pod wpływem impulsu, uwolnienia własnej jaźni, następuje przetworzenie dotychczasowego postrzegania przygotowanej sceny na rzecz improwizacji. Uważam, że taka metoda pozwala na uniknięcie sztuczności fotografii i wniknięcie w głęboko ukryte, nawet dla autora, pokłady podświadomości. W ten sposób niezamierzenie fotografia staje się obrazem malarskim. Kształty zniknęły, pozostała tylko jarząca się, czerwona plama koloru. Wyabstrahowana z pierwotnego obrazu, skłania do uznania całości za nową jakość, ważną i celną artystycznie. Gdyby nie ramy tej recenzji, jako zwolennik pragmatyzacji, której Autor, ceniąc duchowy spokój, tak nie znosi, miałbym ogrom pracy przed sobą w sięganiu do wielowarstwowych znaczeń poszczególnych prac, do rozwijania i cieniowania mojego krytycznego głosu.

Dzieło cenne, bo intrygujące.

Ot i wszystko…